Na początek parę słów wyjaśnienia. Kaidan to japońska nazwa na opowieści (ale, co ważne, opowieści z Kraju Kwitnącej Wiśni) o duchach, zjawach, demonach i innych niewytłumaczalnych racjonalnie zjawiskach. Z tym zastrzeżeniem, iż terminu kaidan używało właściwie do (prawie) końca XIX wieku.
Warszawskie wydawnictwo Muza zaprezentowało polskiemu czytelnikowi innego, obok Harukiego Murakamiego, japońskiego współczesnego pisarza. Niewielkich rozmiarów książka może wzbudzić zainteresowanie już jakże silnie nacechowanym semantycznie tytułem Obcy i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fatalna jakość edycji i tłumaczenia. Edytor powinien z miejsca zostać zwolniony za mnóstwo błędów, które są w stanie skutecznie utrudnić czytanie (wyrywają z rytmu, pozbawiają przyjemności obcowania z utworem, pozbawiają możliwości wdania się w romans z tekstem…). Tłumaczenie również pozostawia wiele do życzenia – zupełnie jakby czytało się źle skrojony scenariusz filmowy. A może tak miało być?
Taichi Yamada, jak przystało na scenarzystę telewizyjnego i filmowego, przenosi nas w świat cudów, dziwów i zjawisk paranormalnych rodem z… horroru (średniej jakości). Ascetyczna narracja zamiast dążyć ku japońskiej ulotności, efemeryczności, niedopowiedzenia, podąża w kierunku skrótowości właściwej dla… scenariusza filmowego.
Główny bohater, Harada (nota bene też scenarzysta telewizyjny), samotnie mieszka w biurze (po rozwodzie z żoną). Pewnego dnia przypadkowo (a może za sprawą przeznaczenia?) spotyka młode małżeństwo, które wygląda dokładnie tak, jak jego tragicznie zmarli rodzice. O fabule nie ma sensu pisać więcej – bez trudu można domyślić się ciągu dalszego, jeśli zna się chociaż trochę schematy fabularne japońskich powieści grozy bądź japońskich horrorów. Intrygująca z początku historia opuszczonego (obcego) Harady, młodego małżeństwa (na swój sposób również wyobcowanego) oraz pewnej tajemniczej kobiety (także obcej, wyalienowanej, przepełnionej goryczą i bólem), przeradza się w niesamowicie sztampową opowieść – quasi-kaidan, który raczej śmieszy, niż choćby minimalnie straszy albo zmusza do zastanowienia.
Miasto nocą budzi lęki i potęguje wrażenie samotności. Otoczeni ciemnością i mrokiem oraz pustką jesteśmy zdani na własne siły. Co się stanie, jeśli dostaniemy pomieszania zmysłów i zobaczymy świat, którego nie powinien nikt oglądać?
Nic nie jest zwyczajne. Żadne zdarzenie nie jest przypadkowe. Nic nie jest jasne i określone. To, co początkowo wydaje się pewnikiem, w finale rozpada się jak domek z kart. Każdy ma swoje tajemnice. Każdy ma swoje ciemne strony. Każdy kieruje się swoimi (egoistycznymi) motywacjami. Jedni szukają prywatnego szczęścia, powrotu do przeszłości i rozrachunku ze swoimi uczuciami, emocjami, inni zaś pragną po prostu się zemścić. Bez względu na powody działania, bohaterowie przypominają manekiny, które ktoś wprawił w ruch, wlewając odpowiedni zestaw cech i słów. Czy postacie (poza Haradą-narratorem) cokolwiek myślą? Zdaje się, że nie… Działają irracjonalnie, bezsensownie miotając się. Wokół Harady zaś odbywa się, niedostrzegany przez niego, swoisty taniec śmierci, zamieniający się w finale w walkę o duszę, quasi-psychomachię.
Co oczywiste i jasne, świat rzeczywisty oraz świat duchów, zmarłych przenikają się nawzajem. Jedno warunkuje drugie. Niektórzy ludzie (nadwrażliwi, o zdolnościach parapsychicznych, po ciężkich urazach psychicznych czy innych przeżyciach otwierających na alternatywne rzeczywistości – dodam, że do żadnej z tych grup nie należy Harada) są w stanie przekroczyć subtelną granicę między obiema przestrzeniami i dostrzec istnienie innego świata. Pytanie tylko, czy przekroczenie granicy nie wiąże się z koniecznością zostania po drugiej stronie? Jaką cenę trzeba zapłacić za możliwość ujrzenia świata duchów?
Książka rozczarowuje. Zamiast zapowiadanego na wpół onirycznego świata, mamy do czynienia z wyeksploatowanym do granic możliwości schematem fabularnym horroru klasy B. Zamiast alternatywnych, potencjalnych rzeczywistości, stykamy się ze średnio skrojoną przestrzenią, zapełnioną papierowymi postaciami.
——————
Taichi Yamada, Obcy, przeł. Anna Horikoshi, Wydawnictwo Literackie MUZA, Warszawa 2007.
Autor: Luiza Stachura
Zakończenie, skądinąd ciekawie zapowiadającej się fabuły, i mnie rozczarowało, nie zgodzę się jednak z ostatnim zdaniem. Czy w przypadku opowieści niesamowitych, tych klasycznych, z przełomu wieku XIX i XX chociażby, czytelnik (tudzież słuchacz) miał do czynienia ze światem alternatywnym? Przecież świat namacalny i świat istot niematerialnych nie były od siebie oddzielone – dlaczego Yamada, nawiązując do tamtych opowieści, miałby tworzyć świat potencjalny? Zarzut względem niego nieuzasadniony, myślę sobie.
Choćby po to, by dokonać reinterpretacji pewnego schematu, wprowadzić „coś” nowego, a nie powielać to, co już wielokrotnie spisywano. Miałam wrażenie, że oglądam japoński horror i tyle – dlatego się rozczarowałam.
Samo sformułowanie „świat alternatywny” czy „świat potencjalny” można różnorodnie rozumieć – chociażby na poziomie rzeczywistość-literatura ; )
Ja horrorów nie ogladam, dlatego może Yamada rozczarował mnie tylko w zakończeniu – żartuję sobie;)
Yamadowska schematyczność, o której piszesz, wydaje mi się bardzo japońska, nie zmieniałabym tego. Gdyby autor wyszedł poza ten, jak to mówisz, schemat, byłby jak inni pisarze, ci z Zachodu, a jego tekst nijak by się miał do opowieści niesamowitych (kwaidan, znaczy się).
To też zależy, jak rozumiesz słowo „schematyczność” odnośnie japońskiej sztuki (ulotność, ascetyczność, otwarte zakończenie, niedopowiedzenia itd. czy inaczej). Japończycy też eksperymentują, Yamada mógłby spróbować – chyba że jego celem była literatura popularna, to wtedy w porządku, ja nie mam zastrzeżeń. Spodziewałam się jednak czegoś lepszego niż literatura popularna ; )
Na marginesie: gdyby Yamada „zagrał” schematem fabularnym japońskiej opowieści grozy, wówczas nie byłoby to podobne do tego, co prezentują pisarze z Zachodu (jakkolwiek wyrażenie „pisarze z Zachodu” można różnorodnie rozumieć ; )) – przede wszystkim dlatego, że jest Japończykiem i ma zupełnie inne spojrzenie na japońskie opowieści grozy, niż na przykład my ; )
Ciekawa dyskusja; książki, niestety, nie czytałam, pozostaję więc rozdarta między argumentami Luizy i racjami Litery. :-)) Pozostaje mi zapoznać się z tą publikacją i podjąć próbę rozstrzygnięcia, która z Was ma rację. Chyba że zrodzi się we mnie jeszcze inna interpretacja niż Wasze opinie. :)
Ilu czytelników, tyle odczytań ; )
Swoją drogą, czytałam, że lepsza jest jego druga książka wydana w Polsce – „W pogoni za dalekim głosem”.
Pisząc „schematyczność”, odnosiłam się li tylko do Twojego komentarza, w którym pisałaś o reinterpretacji schematu. Skoro Yamada owego schematu nie zreinterpretował, czyli w nim pozostał – mój prosty sposób dedukcji (zawsze mnie rozbraja używanie słowa dedukcja, dlaczego powszechnie się je przyjęło, zamiast poprawnego indukcja? Ale to na marginesie).
Pod hasłem pisarze z Zachodu rozumiem to samo, co Japończycy rozumieli pod pod nim w dobie epoki Meiji;) Pisarze z Zachodu to dla mnie zatem (z tego punktu widzenia) wszyscy pisarze spoza Japonii, głównie z Europy i Ameryki.
„W pogoni za dalekim głosem” zdobyło uznanie czytelników blogowiczów. Sama jeszcze tego nie czytałam i szczerze, nie bardzo mi do tego spieszno. Ale jeśli samo w łapki wpadnie, zajrzę;)
Swoją drogą, interesuje mnie Yamada jako scenarzysta, chętnie bym się z tą jego twórczością zapoznała:)
Schemat schematem – każdy naród ma swoje. Nasze schematy fabularne stworzył np. Sienkiewicz xD
Dedukcja to pewnie „pozostałość” po Sherlocku Holmesie w naszej (nie)świadomości – jakkolwiek również przy nim powinna być mowa o indukcji ; )
Hehe, „pisarze z Zachodu” w zależności od punktu widzenia, znaczy „coś” innego ; )
Hm, racja – ciekawe, jakim jest scenarzystą. Tu lista jego scenariuszy: http://www.yamadataichi.com/scrnplay.html
Dużo bardziej podobała mi się „W pogoni za dalekim głosem”
Czy mówisz, że warto?
To może się skuszę i przeczytam ; )
O wiele ciekawiej czytało mi się twoją recenzję niż książkę. Niestety przeczytanie jej uważam za czas stracony… Oprócz Natsuo Kirino i Murakami jakich japońskich pisarzy możecie polecić? Czytałam jeszcze „Kobietę z wydm” Kōbō Abe, która bardzo mi przypadła do gustu.
Miło mi niezmiernie.^^’
Zdarza się – każda książka ma swoich czytelników.
Polecam zwłaszcza Kawabatę, Oego, Akutagawę, Natsumego, Kawakami – moim zdaniem jedni z najlepszych, których książki przetłumaczono na język polski. I może jakąś inną książkę Abego, skoro Kobieta z wydm Ci się podobała.
Po Abego sięgnę na pewno. Dzięki za podpowiedzi :)
Mam nadzieję, że coś Ci przypadnie do gustu!